środa, 15 sierpnia 2012

rozdział 1

Rozdział 1

niespodziewana przygoda

Nadszedł kolejny dzień. W szkole już nie odbywały się lekcje, dlatego też każdy spędza czas jak chce. 
Pora obiadu przyszła niezwykle szybko. Posiłek był jak zawsze wyśmienity. 
Harry śmiał się i cieszył razem z przyjaciółmi. Skończyli już jeść, a teraz dopijali swój sok dyniowy.
Nasz Wybraniec wyczuł coś podejrzanego w swoim napoju, ale nie przejął się tym i pił dalej. No bo kto teraz może mu coś zrobić? Potter zaniedbał właśnie jedną z wpajanych mu zasad przez Szalonookiego, a mianowicie ''Stała czujność!" 
Teraz wraz z Ginny, Hermioną i Ronem wracał do pokoju wspólnego. 
W pewnym momencie Harry poczuł się dziwnie słabo. Dostał zawrotów głowy. 
-Muszę iść na chwilę do toalety. Idźcie dalej i nie czekajcie na mnie.-powiedział im słabo Harry. 
-O nie stary poczekamy na zewnątrz. Nie chcemy przecież by jakiś zabłąkany Śmierciożerca cię zaatakował.- odpowiedział mu stanowczo Ron, a dziewczyny pokiwały głowom zgadzając się z chłopakiem. 
Harry zdążył tylko wejść do kabiny i już wymiotował do sedesu. Stał się jeszcze słabszy, o ile to możliwe. 
Osunął się na ziemię ze zmęczenia. Nie wiedział ile czasu minęło, gdy usłyszał znajomy mu głos Hermiony.                                                                                                          - Harry nic ci nie jest? Możemy wejść?- Potter nie mając sił się odezwać, wykorzystał resztkę pozostałych mu sił i otworzył im zaklęciem drzwi. Usłyszał jeszcze krzyk Hermiony ,,harry! oj harry! nic ci nie jest? Ron!" , nic dla niego nie znaczący tupot nóg i krzyk kilku profesorów. 
Stracił przytomność. 
^^^
W trakcie jego nieprzytomności, przerażona profesor 
McGonagall wezwała uzdrowicieli, a oni od razu przenieśli go do św.Munga, na oddział beznadziejnych przypadków, wcześniej oczywiście go badając.                                                                                                   -Musi pani przyjechać i zabrać ze sobą jego przyjaciół ponieważ ktoś musi być przy nim.-odrzekł uzdrowiciel- Biedny chłopak. Ma zawsze pecha.                                    
-Zgadzam się z panem- powiedziała McGonagall- To kiedy można przyjechać?            
-tak za godzinę powinniśmy być gotowi na wpuszczenie odwiedzających-odpowiedział uzdrowiciel- Do widzenia                                                      - Do widzenia^^^
W tym czasie kiedy oni rozmawiali, Harry'emu właśnie przyśnił się dziwny sen. Dość realny. 

 Stał na dziwnej polanie. Przed nim była przepaść. Na jej skraju widniały trzy zarysy osób, które patrzyły na niego. Z ich gestów wyczytał, że ma do nich podejść. Harry długo się wahał, nie wiedział czy przypadkiem te osoby, jeśli on do nich podejdzie, zepchną go w tą przepaść. Jednak odważył się podejść kilka kroków w ich stronę. Nagle zamurowało go. Nie mógł się ruszyć. Zapytacie pewnie dlaczego? Otóż właśnie rozpoznał kim są te trzy osoby.
- Jak się ciesze że was widzę-powiedział Harry rzucając im się na szyję                                                 
-My też- powiedziała Lily Evans.- Wiesz gdzie jesteśmy? Znajdujemy się na granicy życia i śmierci        
-Ty masz takiego farta, że możesz wybrać życie lub śmierć- odrzekł Syriusz Black.          
- To co wybierasz synu?-zapytał James Potter                                                              -Ja nie wiem......-odpowiedział Harry- chcę zostać z wami, ale też chce wrócić na ziemię....                                                                                                         -Synku... twoi przyjaciele płaczą nad tobą w szpitalu- powiedziała Lily- myślą że umarłeś, bo nie możesz sam oddychać, tylko za pomocą respiratora!                    
-ale...                                                                                                            -Harry... posłuchaj mnie- powiedział Syriusz- W Hogwarcie uczniowie czuwają w Wielkiej Sali, bo ciebie im brakuje...                                                                          -Ale...                                                                                                            -Harry twoja dziewczyna... nie zapomnij o niej trzyma cię za rękę i już jest załamana, tak płacze... szkoda gadać!- powiedział James- a pani Weasley... szkoda gadać! przecież ona traktuje cię jak własnego syna...                                          - dobrze wrócę... ale mogę jeszczę z wami zostać chwile?                                      -tak możesz... ale masz tylko 2 godziny wtedy musisz ostatecznie podjąć decyzje 
-dobrze                                                                                                          -to pomówimy o kilku sprawach-powiedziała lili.                                                      i tak rozmawiali przez cały czas, śmiali się i żartowali. Czas mijał tak szybko że nie zauważyli, kiedy trzeba kończyć.                         -Harry, chyba nie będziesz utrzymywał swoich przyjaciół w niepewności co?-zapytał James                                                                                                   - dobrze, będę wracał..-odpowiedział Harry- kocham was do zobaczenia!- i już był na ziemi wśród swoich bliskich.
^^^                                                                          
Leżał na łóżku szpitalnym. W ustach miał dziwną rurkę. Nie miał siły aby otworzyć oczy. W sali panowała grobowa cisza. Czuł że ktoś go trzyma za rękę i łzy spływające po niej. To zapewne płakała Ginny, jego ukochana. Chciał ją pocieszyć i poczuł że powoli przypływa mu energia. Był na tyle silny, aby móc uścisnąć ukochanej rękę. Ginny zaskoczona i przerażona przerwała tą cisze.                                                                                                               - On uścisnął mi rękę!!- krzyknęła                                                                     -Nie żartuj Ginny-powiedział Ron- przecież jest on nieprzytomny! To nie jest pora na żarty Gin!
Harry był po stronie dziewczyny, więc żeby jej pomóc starał się otworzyć oczy. Pierwsza próba była nie udana, ale już ją ktoś zauważył.                       
- Ona nie żartuje panie Weasley! Harry się budzi!
Harry otworzył oczy, ale poraziła go jasność pomieszczenia. Jęknął i spróbował znowu. Tym razem udało się. Zauważył że wszyscy zgromadzeni stoją wokół jego łóżka. Ginny rzuciła mu się w ramiona pocałowała go w czoło bo w usta nie mogła.                                                        
- Kocham cię Harry- szepneła mu do ucha i odeszła na chwilę ponieważ przyszła pielęgniarka aby odłączyć go od respiratora. Powiedziała do wszystkich że jest silnym chłopem a wszyscy zgodnie przytaknęli. Powiedziała że jutro może wyjść ze szpitala.       
Następnego dnia wracali do Hogwartu. Każdy tam przebywający przywitał go z wielką radością i dumą.
***
I jak się wam podoba notka? Mam nadzieje że fajna. Następna będzie jeszcze lepsza. Wyjawi się największa tajemnica Voldemorta. Postaram się ją napisać jak najszybciej! Pozdro!

1 komentarz: